Wreszcie jest nocia!
***
Obudziłam się. Próbowałam otworzyć oczy, jednak jasne promienie słońca utrudniały mi to. Z trudem przekręciłam się w bok, czując pod sobą miękki piasek oraz kłujące odłamki szkła wbijające się w moje ramię. Nabrałam powietrza do płuc - było gorące i suche, śmierdziało kurzem. Wreszcie otworzyłam oczy, mrużąc je z powodu jasności. Rozejrzałam się niepewnie wokoło. "Gdzie jestem?" pomyślałam. Wokół mnie, jak okiem sięgnąć, była pustynia. Parę rzeźbionych wiatrem skał wystawało ponad piach, strasząc swoimi kształtami przypominając wystające z ziemi szpony. Za mną, niezbyt daleko, dymił się jakiś budynek. Nie pamiętam, co sie stało poprzedniego dnia. Ani nawet kim jestem...
Oparłam się o rozgrzaną skałę za mną by wstać. Jednak moje nogi były jak z waty. Bolały mnie mięśnie, a ręce drżały jak przy parkinsonie. Nie miałam sił by wstać, a ręce ześlizgnęły się po skale. Spojrzałam pod siebie - na piachu leżały odłamki szkła. Po prawo, w połowie zakopany w ziemi i kurzu, tkwił jakiś zniszczony metalowy kubeł. Od metalowego kubła w stronę kopcącego się budynku ciągnęła się płytka, lecz szeroka bruzda w piachu. Najwyraźniej musiałam znajdować się w czymś szklano-metalowym, a to coś stoczyło sie po niezbyt stromym zboczu w stronę otwartej pustyni. Lecz czym było to coś, czym był ten budynek? Nie znałam odpowiedzi, lecz przyrzekłam sobie, że się dowiem. Na razie postanowiłam najpierw wyćwiczyć mięśnie.
***
Wieczorem udało mi się już stać, jednak z chodzeniem i utrzymaniem się w pionie miałam problem. Byłam też głodna i spragniona, a przecież nigdzie nie było wody ani jedzenia. Wiedziałam, że zginę, jeśli szybko nie nauczę się biegać, a przecież bez jedzenia było to niezwykle trudne. Jak okiem sięgnąć - pustynia, a prócz mnie żadnej żywej duszy....
-----
Mam nadzieję, że się podoba :) Krótkie co prawda, ale z czasem będą się pojawiać coraz dłuższe :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz